Spowolnienie gospodarcze wywołane epidemią koronawirusa dla wielu przedsiębiorców łączy się z drastycznym spadkiem zleceń i zamówień przy stałych kosztach prowadzenia działalności, których nie da się regulować.
Z pewnością wielu przedsiębiorcom zapala się w tym momencie czerwona lampka — czy teraz czeka mnie upadłość?
Zanim jednak przedsiębiorca odpowie sobie na to pytanie, powinien ustalić, czy stał się niewypłacalny. Kluczowe znaczenie w analizie stanu niewypłacalności w dobie pandemii należy przypisać tzw. przesłance płynnościowej, zgodnie z którą za niewypłacalnego uznaje się przedsiębiorcę, który utracił zdolność do wykonywania wymagalnych zobowiązań pieniężnych. Przedsiębiorca taki powinien złożyć w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości w terminie 30 dni od momentu, w którym stał się niewypłacalny. Ustalenie momentu powstania stanu niewypłacalności nie było zadaniem łatwym nawet przed kryzysem wywołanym przez COVID-19. Obecnie wydaje się to jeszcze większym wyzwaniem, albowiem niewypłacalność musi cechować trwała, a nie przejściowa utrata zdolności do wykonywania zobowiązań pieniężnych.
W wielu przypadkach, w których trudna sytuacja ekonomiczna została bezpośrednio wywołana przez skutki epidemii, przy jednoczesnym wysokim prawdopodobieństwie odzyskania płynności, które nastąpi po ustabilizowaniu się sytuacji w niedługim okresie, upadłość firmy wcale nie musi stać się faktem. Oczywiście wymagać to będzie od przedsiębiorcy bieżącego analizowania sytuacji ekonomicznej, a w razie gdyby któryś z wierzycieli kwestionował niezłożenie wniosku o ogłoszenie upadłości — również wykazania, że przesłanek do wnioskowania o upadłość nie było.
Problemy z płynnością nie zawsze jednak oznaczają upadłość firmy. Można się od niej uchronić w ramach restrukturyzacji. Może ona być przeprowadzona z wykorzystaniem własnych zasobów lub procedury sądowej. Pierwsza wiąże się z koniecznością przeprowadzenia szczegółowej analizy firmy, a w szczególności wiążących umów, prognozowanych źródeł przychodów, stałych kosztów działalności i stanu majątku. Po analizie można się zastanowić, w jaki sposób ograniczyć koszty stałe, które umowy można wypowiedzieć, jakie aktywa spieniężyć i czy podejmować kroki w celu redukcji zatrudnienia. Należy też skontaktować się z kontrahentami i instytucjami finansowymi, aby renegocjować warunki umów bądź też zawrzeć stosowne porozumienia, które uchronią firmę przed wszczynaniem postępowań egzekucyjnych. Jeśli powyższe działania zawiodą lub z góry wiadomo, że nie przyniosą rezultatu, można skorzystać z restrukturyzacji sądowej.
Pozwoli to na ochronę spółki przed upadłością, a równocześnie uchroni przed odpowiedzialnością osobistą za długi spółki członków zarządu spółek kapitałowych. Celem restrukturyzacji sądowej jest uniknięcie upadłości przez zawarcie układu. Stanowi on porozumienie dłużnika z wierzycielami dotyczące sposobu zaspokojenia zobowiązań narosłych do otwarcia postępowania restrukturyzacyjnego. Dzięki układowi można np. umorzyć część wierzytelności, odroczyć termin ich płatności, rozłożyć spłatę na raty albo przekonwertować wierzytelności na udziały lub akcje. Restrukturyzacja umożliwia też ochronę przed egzekucją i wypowiedzeniem kluczowych umów.
Biorąc pod uwagę istniejące środki pozwalające na odpowiednią reakcję na kryzys, upadłość traktować należy jako ostateczność. Zwłaszcza w tak dynamicznych warunkach, jak te, które zgotował nam koronawirus.
Żródło: Puls Biznesu, 14.04.2020